Blok nr 8

Strony

niedziela, 26 stycznia 2014

3/52

Zdążyłam. Zostało jeszcze pół godziny trzeciego tygodnia tego roku. Taką już mam naturę, że robię wszystko na ostatnią chwilę. Jestem pełna podziwu dla ludzi, którzy wstają godzinę wcześniej, tylko po to, żeby się nie spieszyć. Zawsze marzyłam, żeby przed wyjściem do pracy mieć czas na zjedzenie pysznego śniadania, bez poparzenia się kawą, bez nerwowego spoglądania na zegarek i biegania po całym domu. Zawsze marzyłam, żeby nauczyć się na egzamin dwa dni wcześniej, albo żeby kupić prezenty dwa tygodnie przed gwiazdką. To wieczne spóźnienie było również powodem bardziej kryzysowych sytuacji. Jak wiadomo, nie planowałam urodzić wcześniaka, tak więc gdy trafiłam do szpitala, mój jeszcze nienarodzony Syn nie miał ani łóżeczka, ani wózka, ani nawet jednego kaftanika. Jako, że przez pierwszy miesiąc swojego życia nic z tych rzeczy nie potrzebował, znów mi się upiekło. Macierzyństwo przewraca świat do góry nogami. Teraz ciągle trzeba się spieszyć, a ja przynajmniej mam wprawę. O!

Tak więc z lekkim opóźnieniem przystępujemy z Janem do "projektu 52", który u nas przyjmie postać "projektu 49". Już wyjaśniam. 2014 i zarazem pierwszy rok Jasia zatrzymam w obiektywie. Każdy tydzień - zdjęcie. Koniec roku - wow! jak on się zmienił! Mam nadzieję, że wytrwam i tak właśnie to będzie wyglądało. Na dziś Jaś w wersji mocno egzotycznej.

czwartek, 23 stycznia 2014

Jaś podróżnik




'To travel is to live' mawiał Andersen i miał rację. Bez podróży usycham, smutnieję, zawężają się moje horyzonty i w efekcie staje się ramolem o przytępionym umyśle (kto jeszcze nie wie kim jest ramol polecam wpisać w wyszukiwarce Antoni Huczyński i brać przykład z tego Pana; od kilku dni jest moim idolem). Najbardziej lubię podróże w nieznane, bez planu i bez zegarka. O ile mój stosunek do podróżowania po urodzeniu dziecka się nie zmienił, o tyle kwestia braku planu póki co straciła rację bytu. Miłość do podróżowania została naszemu dziecku zaszczepiona w życiu płodowym. W swoją pierwsza podróż Jaś wybrał się z rodzicami (jeszcze zupełnie nieświadomymi) do naszych południowych sąsiadów – Czechów.  Próbował dać  o sobie znać, ja jednak winą za swe mdłe samopoczucie obarczałam czeskie przysmaki. Poniżej krótka retrospekcja praskiego wyjazdu; Jaś w brzuchu.



Po swoim przedwczesnym przyjściu na świat, Jaś spędził 4 –tygodniowy urlop wygrzewając się w inkubatorze. Tym samym zapewnił mamie przedłużony pobyt w wielkim mieście (od początku zadbał, by mama mogła zobaczyć kawałek świata). Po zakończeniu turnusu nie ustajemy w ciągłym podróżowaniu. Dziś odbyliśmy naszą 22 wspólną podróż. Kiedy taka podróż z wcześniakiem jest udana? Gdy pani/pan doktor powie: zdrów! To się domknęło, tamto naprawiło, z tym coraz lepiej. Wtedy wracamy do domu i kolejny kamyczek spada z serca. Moje dzisiaj jest kilka gramów lżejsze.




wtorek, 21 stycznia 2014

Babcia i Dziadzio najlepsi na świecie!

To pierwszy dzień babci i dziadka w Jasia życiu. Dla naszych rodziców to również pierwszy dzień – w nowej roli. Dla mnie natomiast to pierwszy dzień babci bez babci. Widać jak na dłoni jak zmieniają się pokolenia, jak wchodzimy w nowe role. Mimo, że mowa jest jakby nie patrzeć o przemijaniu, to był bardzo radosny dzień. Muszę przyznać, że z dziadkami Jaś dobrze trafił. Kochają, przytulają, zagadują i głaszczą. Jaś jest pierwszym wnuczkiem, zarówno z mojej strony, jak i strony mojego męża, czego skutków wyjaśniać chyba nie muszę.

W tym dniu oprócz kwiatków i czekoladek, Jaś postarał się (z niewielką pomocą mamy) o wykonanie pierwszej laurki dla dziadków. Pieczęcią wykonaną z własnej dłoni potwierdził autentyczność owego dzieła, co wprawiło ich w niemały zachwyt. Babcie i dziadki otrzymali również Jasia w ramce, co by mogli na niego patrzeć kiedy tylko dusza zapragnie. 



sobota, 18 stycznia 2014

4 miesiące


Jaś skończył dziś 4 miesiące.

Zdobyte umiejętności:

- picie z cyca,
- rozpuszczanie mamy serca 1 uśmiechem,
- rozmowa z Panią Pandą o sprawach bieżących,
- asystowanie (póki co w chuście) w kulinarnych wybrykach mamy. 

Krótkie podsumowanie:

- 122 dni życia,
- 28 dni w szpitalu,
- 94 dni w domu,
- + 3,8 kg,
- +15 cm,
- 21 odbytych wizyt u lekarzy,
- 1 Święta Bożego Narodzenia,
- 1 Sylwester,
i przede wszystkim:
- 35 ton szczęścia Jasia rodziców.


  Szarlotkowy tort Jasia


środa, 15 stycznia 2014

Ciąża nie-idealna

Chyba od zawsze myśląc o ciąży miałam na myśli błogi okres, w którym pięknie rośnie brzuch, a w nim pięknie rośnie jeszcze piękniejszy bobas. Zdjęcia, uśmiechy i uprzywilejowane traktowanie. Cud, miód, malina. Niestety moja ciąża do łatwych i przyjemnych nie należała. O tym, że jest nas dwoje dowiedziałam się drugiego lutego. Zaraz po zobaczeniu dwóch kresek pobiegłam do lekarza, który miał dla mnie dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra (i najważniejsza) brzmiała: jest pani w ciąży. Zła (i determinująca dalsze zdarzenia) brzmiała: ma pani bardzo dużego krwiaka, który w znacznym stopniu zagraża ciąży. W jednym momencie czułam radość i smutek, uśmiechałam się i płakałam. Fora internetowe oczywiście nie odpowiedziały na milion pytań, które pojawiły się w mojej głowie. Mojemu KM mogłam przekazać wieści dopiero następnego dnia wieczorem. Do tego czasu zostaliśmy sami: ja i ktoś plus kilka tabletek na podtrzymanie ciąży. Z KM udaliśmy się do jeszcze jednego lekarza, niby specjalisty, niby doświadczonego. Ale wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy. Powiedział: 20 procent, a może nawet 10. Cóż za bezmyślność. Powinni uczyć takowych specjalistów, co się dzieje w sercu kobiety, gdy jej dziecku nie daje się prawie żadnych szans na przeżycie. Przeleżałam plackiem 4 tygodnie. W tym czasie schudłam 4 kilo, nauczyłam się robić na drutach, przeczytałam kilka książek, obejrzałam parę filmów i uwierzyłam, że będę mamą. Krwiak się wchłonął, zniknął. Wreszcie mogliśmy ogłosić światu: będziemy rodzicami! Pozostały jednak mdłości, bóle brzucha, zatykanie się uszu w kościele (sic!), zgaga i takie tam ciążowe błahostki.  21 sierpnia poszłam na kolejną wizytę do lekarza, z której wróciłam 16 października. Diagnoza brzmiała: dziecko przestało rosnąć. Skierowanie, szpital, podróż karetką do innego szpitala (to dopiero przygoda!), 4 tygodnie w szpitalnym łożu. Żeby nie było nudno miałam nowe dolegliwości i nowe leki. Kolka nerkowa, cholestaza ciążowa, pogarszające się przepływy, małowodzie, wewnątrzmaciczne zahamowanie wzrostu płodu. Brzmi źle i takie było. 16 września zostałam zapytana czy wyrażam zgodę na cesarskie cięcie. Zaufałam lekarzom i tak 18 września zaczęła się nasza wielka przygoda z wcześniactwem i z naszym wielkim cudem, Okruszkiem, Małym Księciem, Janem. 

wtorek, 14 stycznia 2014

Cierpliwość

Bycie mamą wcześniaka to przede wszystkim lekcja wielkiej cierpliwości. Nie jestem osobą cierpliwą, chcę wszystko już, szybciej, teraz. A Jaś uczy mnie czegoś innego. Wcześniak uczy czekania, ciągłego czekania. Najpierw na gramy, by dobić do 2 kilo i iść do domu, na pozytywne diagnozy, wyniki badań, efekty rehabilitacji. To nie zwykłe czekanie na pierwszy uśmiech, pierwsze gu albo pierwszy ząb. To swoją drogą. Wcześniak mówi: mamo będę taki jak rówieśnicy, ale jeszcze nie teraz, cierpliwości... Ale jest też druga strona, każdy sukces (wymagający naprawdę ciężkiej pracy) cieszy po stokroć.






czwartek, 9 stycznia 2014

Jeden z dziesięciu

Jedno na dziesięć dzieci rodzi się przedwcześnie. Jaś jest właśnie takim "wybrańcem". Urodził się w 34. tygodniu ciąży i ważył zaledwie 1440 g. To tyle, co półtora torebki cukru. Ale jeśli Czytelniku nie jesteś mamą wcześniaka, to nie możesz sobie tego wyobrazić.

Do momentu porodu wiedziałam o wcześniactwie tyle, co większość społeczeństwa. Czyli nic. Nie bez powodu ciąża powinna trwać 40 tygodni, a nie 34, albo 28. Ten czas jest niezbędny, by dziecko w pełni przygotowało się do przyjścia na świat. Gdy z różnych powodów musi się na nim pojawić wcześniej, potrzeba wiele czasu, siły oraz pomocy specjalistów i sprzętu, żeby pomóc mu wyjść na prostą. Niektóre dzieci szybko wychodzą z wcześniactwa, inne niosą jego brzemię przez całe życie.

Mówienie o emocjach związanych z porodem przedwczesnym i czasem odseparowania od własnego dziecka jest trudne i rzadko spotyka się ze zrozumieniem wśród rodziców nie-wcześniaków. Jaś pierwszy miesiąc swojego życia spędził w szpitalu. Wpatrywałam się w niego, w plątaninę kabli, wenflon w małej stópce i czekałam na moment, gdy choć na chwilę będę go mogła przytulić. Nie miałam go przy swoim łóżku, nie mogłam karmić go piersią. Nie mogłam robić tego, co dla innych matek takie normalne i naturalne. Nigdy nie zapomnę zapachu oddziału i nigdy nie zapomnę radości, jaką przyniósł dzień, gdy zabraliśmy go do domu.

Cóż to była za radość, dostać swoją własność, swój największy maleńki Skarb. Później zaczęły się wyjazdy do specjalistów, raz, dwa, a nawet trzy razy w tygodniu. Ale o tym innym razem.

To cud, że Jaś jest z nami. Tak, cuda się zdarzają.




A dziś?



wtorek, 7 stycznia 2014

Pierwszy post

Mieszkam w bloku numer 8. Ostatnio rzadziej z niego wychodzę, a to za sprawą małego Chłopca, który stał się całym naszym światem. Naszym czyli męża i moim. Jaś, nasz Syn, jest wcześniakiem. Z czym to się je, wiedzą tylko mamy wcześniaków. No i czasem ich ojcowie. Nie jesteśmy standardową polską rodziną. Nie mamy telewizora. Nie jemy na obiad ziemniaków z kotletem. Nie sprzątamy w sobotę. Co więcej, jesteśmy szczęśliwi. Nie przesadzamy również w drugą stronę. Nie jestem kobietą alfa i nie przygotowuję dań kuchni molekularnej. Mimo wszystko mam światu coś do (o)powiedzenia.









Ja, żona szczęśliwa i matka spełniona postanowiłam dać temu wyraz. O tutaj.