Blok nr 8

Strony

poniedziałek, 30 maja 2016

Najbliżej, czyli chustonoszenia odcinek drugi

"Nie noś, bo się przyzwyczai". Zarówno te osoby, które to zdanie wypowiadają, jak i te, które go słuchają, powinny wiedzieć jedną ważną rzecz. Agnieszka Stein, psycholog dziecięca, której poglądy są mi bliskie w swojej książce "Dziecko z bliska" pisze: "Kiedy pojawiają się obawy, że dziecko przyzwyczai się i będzie chciało być noszone cały czas, warto pamiętać, że gotowość do bycia noszonym, jest w naszym gatunku wrodzona i wygasa, kiedy się nasyci, zastępowana ogromną potrzebą samodzielności, niezależności i poruszania się na własny rachunek. W którymś momencie dziecko nie chce już być noszone i to nie dlatego, że się nie przyzwyczaiło, ale dlatego, że jest tyle innych ciekawych rzeczy do robienia. Dzieci, które są noszone w chustach, często już po skończeniu pierwszego roku życia, najchętniej chodzą, a potem biegają na własnych nogach. Niezależnie jednak od poziomu samodzielności dziecka, mogą być takie chwile, kiedy potrzebuje ono kojących ramion opiekuna. Dziecko, które ma pewność, że może się do rodzica zwrócić z prośbą o wzięcie na ręce, kiedy tego potrzebuje, szybciej uniezależnia się od noszenia niż to, które jest odzwyczajone mimo braku gotowości."

Już nie mogłam się doczekać, aż wyciągnę z szafy te piękne szmaty (tak pieszczotliwie mawiają o chustach ich użytkowniczki) i zacznę używać ich na nowo. Z nowym człowiekiem, z nową relacją, z tą cudowną bliskością. Nie rozstałam się z nimi, bo wiedziałam, że ta przygoda musi się jeszcze kiedyś powtórzyć. Teraz, w podwójnym macierzyństwie, doceniam je jeszcze bardziej.





środa, 25 maja 2016

4


"Oczy tej małej jak dwa błękity,
myśli tej małej - czyste zeszyty".

___

Gdy tylko spojrzę w te dwa oceany, na jej twarzy zaraz pojawia się uśmiech. Zofia jest bardzo towarzyska, uwielbia rozmawiać, przyjmować gości, śmiać się.

Myśli ma takie czyste, tak jak intencje, nawet gdy wstanie trochę za wcześnie. Nigdy bym jej nie podejrzewała o to, że może coś wymuszać. Przecież nawet nie wie, że tak można, po prostu mi ufa. Potrzebuje się przytulić, pobyć razem, a to takie normalne.

Zosia jest dzieckiem spokojnym, opanowanym, cierpliwym, nie awanturuje się i rzadko złości. Muszę się od niej jeszcze wiele nauczyć.   

poniedziałek, 9 maja 2016

Migawki kwietnia


Kiedyś myślałam, że kwiecień to taki piękny miesiąc. Kiedyś myślałam, że brzozy to takie piękne drzewa. Tak było, dopóki moim ulubieńcem kwietnia nie został inhalator. Musieliśmy po raz kolejny zaprzyjaźnić się ze sterydami, żeby usunąć skutki domniemanego ataku pylącej brzozy. Gdy budził mnie nad ranem, tak dobrze mi już znany, kaszel przypominający szczekanie psa, opadały mi ręce. Spoglądałam wtedy wzrokiem frankensteina na męża sycząc przez zęby: on jest znowu chory. Mimo, że leków mam już taki zapas, że całe przedszkole mogłabym wyleczyć, przy trzecim opadaniu rąk pomógł już tylko szpital. Być może ta brzoza jest tak naprawdę Bogu ducha winna, co nie zmienia faktu, że kwiecień po raz kolejny jest jakiś felerny. To druga taka wiosna i przyznam, że zaczynam na nią patrzeć coraz mniej przychylnym okiem. Zamiast napawać się kwiatkami na drzewach, nasłuchuję świszczącego oddechu. A najgorsza jest ta gula, która stoi w gardle i skacze z każdym usłyszanym kaszlnięciem. Po ustabilizowaniu sytuacji z dzieckiem numer jeden przyszła pora na dziecko numer dwa. Maju, bądź dla nas bardziej łaskawy.