Blok nr 8

Strony

środa, 15 stycznia 2014

Ciąża nie-idealna

Chyba od zawsze myśląc o ciąży miałam na myśli błogi okres, w którym pięknie rośnie brzuch, a w nim pięknie rośnie jeszcze piękniejszy bobas. Zdjęcia, uśmiechy i uprzywilejowane traktowanie. Cud, miód, malina. Niestety moja ciąża do łatwych i przyjemnych nie należała. O tym, że jest nas dwoje dowiedziałam się drugiego lutego. Zaraz po zobaczeniu dwóch kresek pobiegłam do lekarza, który miał dla mnie dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra (i najważniejsza) brzmiała: jest pani w ciąży. Zła (i determinująca dalsze zdarzenia) brzmiała: ma pani bardzo dużego krwiaka, który w znacznym stopniu zagraża ciąży. W jednym momencie czułam radość i smutek, uśmiechałam się i płakałam. Fora internetowe oczywiście nie odpowiedziały na milion pytań, które pojawiły się w mojej głowie. Mojemu KM mogłam przekazać wieści dopiero następnego dnia wieczorem. Do tego czasu zostaliśmy sami: ja i ktoś plus kilka tabletek na podtrzymanie ciąży. Z KM udaliśmy się do jeszcze jednego lekarza, niby specjalisty, niby doświadczonego. Ale wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy. Powiedział: 20 procent, a może nawet 10. Cóż za bezmyślność. Powinni uczyć takowych specjalistów, co się dzieje w sercu kobiety, gdy jej dziecku nie daje się prawie żadnych szans na przeżycie. Przeleżałam plackiem 4 tygodnie. W tym czasie schudłam 4 kilo, nauczyłam się robić na drutach, przeczytałam kilka książek, obejrzałam parę filmów i uwierzyłam, że będę mamą. Krwiak się wchłonął, zniknął. Wreszcie mogliśmy ogłosić światu: będziemy rodzicami! Pozostały jednak mdłości, bóle brzucha, zatykanie się uszu w kościele (sic!), zgaga i takie tam ciążowe błahostki.  21 sierpnia poszłam na kolejną wizytę do lekarza, z której wróciłam 16 października. Diagnoza brzmiała: dziecko przestało rosnąć. Skierowanie, szpital, podróż karetką do innego szpitala (to dopiero przygoda!), 4 tygodnie w szpitalnym łożu. Żeby nie było nudno miałam nowe dolegliwości i nowe leki. Kolka nerkowa, cholestaza ciążowa, pogarszające się przepływy, małowodzie, wewnątrzmaciczne zahamowanie wzrostu płodu. Brzmi źle i takie było. 16 września zostałam zapytana czy wyrażam zgodę na cesarskie cięcie. Zaufałam lekarzom i tak 18 września zaczęła się nasza wielka przygoda z wcześniactwem i z naszym wielkim cudem, Okruszkiem, Małym Księciem, Janem. 

3 komentarze:

  1. Zapomniałaś dodać, iż nie przeczytałaś kilka książek tylko kilkadziesiąt, że zostałaś wciągnięta we wszystkie możliwe fascynujące seriale telewizyjne i że szpital pomimo trudu, lęku i strachu kojarzyć będzie Ci się szczęśliwym zakończeniem :D poznaniem marudzących koleżanek z pokoju 221, kinder czekoladą i niedzielną potrawką :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z moją przedmówczynią w 100% :) Chyba każda z nas miała przed oczami kolorowy obraz przed oczami a rzeczywistość była trochę inna ale ważne że to już za nami i nasze maluchy uśmiechają się do nas każdego poranka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No muszę przyznać, że gdyby nie Wy to moja szpitalna dola byłaby duuużo smutniejsza:) do kinder czekolady i potrawki dodałabym wspólne seanse (szczególnie te wrześniowe), afery na sali i wiele wiele innych czasoumilaczy:)

    OdpowiedzUsuń