Blok nr 8

Strony

czwartek, 4 grudnia 2014

Blisko

Nigdy nie cieszyłam się z codzienności tak, jak teraz. Nigdy też nie myślałam o tym tak, jak teraz. Teraz stało się tak wyjątkowe, że czasami zatrzymuję się na chwilę, ogarniam wzrokiem to, co mnie otacza i robię pstryk w pamięci, by za rok, dwa i dziesięć przypomnieć sobie ten moment. Tak, jak pamięta się momenty z dzieciństwa, takie zwykłe, czasami nad wyraz absurdalne. Cieszę się, bo blisko mam wszystko, co kocham. Blisko, to ostatnio bardzo ważne słowo w naszych głowach.

O rodzicielstwie bliskości usłyszałam jakiś czas temu. Gdy zaczęłam zgłębiać temat okazało się, że to, co małżeństwo Searsów nazwało i opisało, dzieje się u nas w domu ("Księgę rodzicielstwa bliskości" dopiero zamówiłam i jestem ciekawa jaka część faktycznie pokryje się z naszą rzeczywistością). U nas w domu bliskość i budowanie relacji odgrywają bardzo ważną rolę. Po ponad roku bycia matką stałam się odporna na dobre rady płynące zewsząd. Ufam przede wszystkim sobie, bo wiem, że natura wyposażyła mnie we wszystko, bym dla SWOJEGO dziecka była dobrą, ba! najlepszą matką. Odkrywamy wciąż na nowo jak ważne są obecność i zaangażowanie. Jaś śpi z nami, wciąż pije mleko z piersi, a nie z butelki, jest noszony i zacałowywany. Staramy się najlepiej jak to możliwe reagować na jego potrzeby i wspierać rozwój. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą wiedzieli lepiej. Jak ubrać, czym nakarmić, jak wychować. A jednak to rodzice posiadają najlepsze odpowiedzi na szereg dziecięcych potrzeb. Nigdy nie oceniam działania innych rodziców, gdyż uważam, że każdy ma prawo do decydowania o tym, jak pokieruje swoim życiem i w jaki sposób wychowa dzieci.

Kiedy zaczynałam być matką, czyli rok z hakiem temu, nie miałam zielonego pojęcia o małych dzieciach. Nie wiedziałam jak często takie dziecko je, jak się zakłada pieluchę, jak je ubrać, nic, null, zero, próżnia. Nie obawiałam się jednak przesadnie tego, co związane z macierzyństwem. Nie przerażała mnie wizja nocnych pobudek, mimo, że moja współlokatorka z czasów studenckich słusznie poddawała pod wątpliwość moją umiejętność obudzenia się o nieludzkiej porze (wielokrotnie nie słyszałam dźwięku budzika). Nie bałam się, że sobie nie poradzę. Mam na kogo liczyć, nie byłam też pierwszą na świecie nowicjuszką w tej kategorii, ufałam naturze. Tak się złożyło, że początki mojego macierzyństwa były dość ekstremalne. Do podstawowego oszołomienia poporodowego doszło wcześniactwo (o którym też nic nie wiedziałam). W takich warunkach bardzo łatwo ulega się sugestiom otoczenia: zrób tak, nie tak, daj mu to, przecież on chce tamto, głodny, zimno, boli go. Na szczęście w porę się otrząsnęłam i zebrałam całe pokłady mojej wewnętrznej (zwykle nikłej) asertywności. Wszystko, co działo się później było skutkiem wsłuchania się we własną intuicję i poddania się falom morza miłości, które mnie zalało; to wystarczyło. W ten sposób, całkiem nieświadomie, rozpoczęłam przygodę z rodzicielstwem bliskości.

Wychowywanie to temat rzeka. Nieustannie staram się dokształcać w wielu kwestiach dotyczących dzieci. Tym, co ciekawe i cenne będę się z Wami dzielić. Liczę na to, że i Wy podzielicie się choć trochę waszym doświadczeniem i wiedzą. Zapraszam do pozostawienia śladu w komentarzach!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz