Blok nr 8

Strony

poniedziałek, 14 marca 2016

O cierpliwości od nowa

Naprawdę nie spodziewałam się, że to co piszę może przynosić komuś nadzieję, albo zmieniać perspektywę. Jeszcze bardziej nie spodziewałam się, że po tak długiej ciszy na blogu, ktoś jeszcze na niego zagląda, pamięta o tym miejscu w sieci. Komentarze pozostawione pod poprzednim wpisem (o którym de facto nikogo, oprócz mojego Męża, nie poinformowałam) bardzo mnie zaskoczyły. I mimo, że blogowanie przy dwójce małych dzieci wymaga wejścia na zdecydowanie wyższy poziom organizacji, spróbuję do niego wrócić. Jeśli blog może być środkiem do wysyłania dobra w świat, to nie mogę z niego nie skorzystać.

Jeden z pierwszych moich wpisów nosił tytuł "Cierpliwość". Mówił krótko o cierpliwości jakiej wymaga bycie mamą wcześniaka. Dzisiaj to samo słowo nabrało dla mnie zupełnie nowego znaczenia. Święty Paweł, "komponując" hymn o Miłości, jakże słusznie rozpoczął od "...cierpliwa jest". Bo miłość małżeńska i rodzicielska bez cierpliwości jest niemożliwa. Trzeba mieć jej spore pokłady żeby zrozumieć, a raczej próbować zrozumieć, dlaczego 2,5-latek ciągle mówi nie. Czemu krzyczy, że chce czerwony kubek, albo nie, zielony, albo, że chce się przytulić i nie chce jednocześnie, albo, że źle ustawiłam traktor, albo źle spojrzałam, albo dałam za dużo, albo za mało. Mogę mnożyć w nieskończoność. A liczba wypowiadanych "nie" wzrosła absurdalnie proporcjonalnie w momencie przybycia do naszego domu nowej Lokatorki.

Zosia wprowadziła się do nas 22 stycznia. Przez pierwszy tydzień jej starszy Brat prawdopodobnie zastanawiał się kiedy w końcu sobie pójdzie. Przecież żaden z naszych gości nigdy się tak długo u nas nie zasiedział. A jednak. W kolejnym tygodniu starszy Brat postanowił ignorować gościa i traktować go jak powietrze. Dopiero tydzień trzeci przyniósł ocieplenie stosunków na linii brat - siostra. W tym czasie Jaś zapoznał Zosię ze swoim subaru, nakręcał jej królika - pozytywkę (i kładł na twarz żeby sobie posłuchała), częściej używał jej imienia (w zamian za bezosobowe dzidzia, z którego korzystał do tej pory), chwytał za stopy (dziwiąc się jakie małe) i chciał podawać smoczek (tarmosząc go uprzednio w swoich niegrzeszących czystością dłoniach).

W duchu rodzicielstwa bliskości staram się jak najwięcej przytulać, wykazywać zrozumienie względem nawet najbardziej abstrakcyjnych potrzeb, odpowiadać na pytania i jeszcze raz przytulać. Rozumiem, że sytuacja starszego brata do komfortowych raczej nie należy. Trzeba się dzielić mamą, trzeba być ciszej, wszyscy wokół tracą zainteresowanie moją osobą, a jeśli już je wykazują to zadając jakże dziwne pytania: "a kto to jest?", "jak ma na imię twoja siostra?", "a fajna jest?", "a grzeczna?". Myślę, że gdyby Jaś potrafił jasno wyrażać to, co myśli, odpowiadałby: "a co mnie to obchodzi". Na budowę więzi między rodzeństwem przecież przyjdzie jeszcze czas.

A jak to było u Was? Miłość od pierwszego wejrzenia czy jednak konkurencja?

Poniżej "dorosły" Jaś.


2 komentarze:

  1. Odpowiem za jakieś 3-4 miesiące ale raczej też nie spodziewam się eksplozji miłości od pierwszego wejrzenia. Oby było choć tak dobrze jak u Was :-) a pocieszam się, że za kilka lat będzie cudownie ;-) Pozdrawiam. Alicja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślę, że będzie cudownie. U nas z każdym tygodniem jest lepiej. Jaś oswoił się z nową lokatorką:) Daj znać jak będzie u Was:)

      Usuń