Blok nr 8

Strony

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Wolność, anarchia i autorytety

Kto jest dziś twoim autorytetem, punktem odniesienia, wzorem do naśladowania? Słowo autorytet straciło wydźwięk, bycie dobrym stało się powodem do kpin. Dokąd zmierza świat? Dziś niezwykle mnie to interesuje, nie ze względu na mnie samą, ale z miłości do mojego dziecka. Ja mam już swój światopogląd, swoją wiarę, wartości i przekonania. Ale dziecko jest jak czysta kartka, papierek lakmusowy, który zanurza się powoli, by za kilkanaście lat być niebieskim (od wpojonych zasad) bądź czerwonym (od nadmiaru kwasu w życiu).

Z perspektywy czasu widzę jak istotne na mojej drodze rozwoju były osoby, które dziś śmiało mogłabym określić autorytetami. Osoby, którym wierzyłam, ufałam i przytakiwałam. Oczywiście, nieraz próbowałam podważyć ich wiarygodność i robić "po swojemu". Ziarno jednak zostało zasiane, by po kilku latach wydać plon.

Zawsze pierwsi na drodze wychowania są rodzice. Dziecko w sposób naturalny przejmuje od nich postawy, wzorce zachowań. Rodzice dla kilkulatka stanowią największy autorytet (pewnie do czasu, gdy ich miejsce zajmie pani z przedszkola, ale na to doświadczenie przyjdzie mi jeszcze zaczekać). W życiu każdego człowieka pojawia się jednak moment poszukiwania swojej drogi. To, co czyjeś, przestaje być moje, staje się dla mnie jedynie punktem odniesienia. Świadome budowanie swojego światopoglądu na autorytetach wydaje się najwłaściwszą strategią. Gdzie się jednak podziały owe autorytety?  Nie na świeczniku, nie w tv, nie na fejsie, pewnie nie tam gdzie szukasz. Jeśli ty poznasz wartościowych ludzi, twoje dziecko również będzie miało szansę ich znać. Przez ich książki, przez ich lekcje, przez ich słowa.

Jest jeszcze druga kwestia. Nie chcę, by wybór dobra narażał moje dziecko na bycie czarną (białą?) owcą. Oczywiście bycie outsiderem nie jest niczym złym, jednak uważam, że w wieku, ok. lat 15 jesteśmy tak podatni na wpływ otoczenia, że poczucie bycia odludkiem może przynieść raczej destrukcyjne efekty. Jako rodzic czuję się zobowiązana, by siać kulturę dobra. Dobro nie ma być produktem luksusowym, nie ma być również obiektem kpin. Głęboko wierzę w to, że jako istoty ludzkie pragniemy dobra i w głębi serca do niego dążymy. To wymaga jednak trzymania się pewnych zasad, a tych już nie lubimy. Przyzwyczailiśmy się do liberalizmu, do wolności. Nie lubimy, gdy ktoś nam mówi rób tak czy inaczej. Czujemy się panami naszego życia, możemy o nim stanowić, o wszystkim decydować. Zasady natomiast nas ograniczają, ale oprócz tego mają jeszcze jedną ważną cechę - dają poczucie bezpieczeństwa. Nie oponujemy gdy musimy stać na czerwonym świetle, bo takie są reguły gry, dzięki nim nie czujemy zagrożenia. Jednak gdy mamy podporządkować swoje życie wyższym wartościom jak sprawiedliwość, uczciwość, pokora, cierpliwość, łagodność, wierność, opanowanie, stajemy okoniem. Wolność jest piękna, jest bodaj naszym największym skarbem, ale w jej odmętach można się bardzo łatwo zagubić, jeśli nikt, kto nas poprzedził nie będzie dla nas właściwym drogowskazem. Ksiądz Tischner powiedział:

Nikt rozsądny nie przeczy, że wolność może prowadzić do anarchii. Trzeba jednak właściwie rozumieć słowo "prowadzić". Wolność "prowadzi" do anarchii w tym sensie, że jest warunkiem jej możliwości. Nie jest jednak jej dostateczną przyczyną.

Bądźmy prawdziwie mądrymi rodzicami, by brak rozwagi nie stał się ową brakującą dostateczną przyczyną. Szukajmy prawdziwych autorytetów. Budowanie kultury dobra i miłości to nasze zadanie, to odpowiedzialność za jutro naszych dzieci.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz