Blok nr 8

Strony

czwartek, 13 listopada 2014

Niemiecki epizod

Kilka dni temu połączyliśmy przyjemne z pożytecznym i odwiedziliśmy naszych zachodnich sąsiadów. Niemcy nie są moją wymarzoną destynacją, ale nawet taka opcja podróżowania jest lepsza niż żadna. Przyznam szczerze, że bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Drezno to naprawdę piękne, warte odwiedzenia miasto. Na początku podróży spędziłam jeden dzień w Chemnitz, które stanowi zupełną opozycję do Drezna, tutaj naprawdę nie ma nic. No może oprócz olbrzymiej, odstraszającej głowy Karola Marksa, dla której tło stanowi wielki, szary, socjalistyczny blok. Blee. 


Wracając do Drezna. Miasto tętni życiem, zachwyca architekturą i naprawdę jest tutaj wiele do zobaczenia. O wielu polskich akcentach opowiedział nam znajomy dresdeńczyk, który (ku naszemu wielkiemu zadowoleniu) wcielił się w rolę profesjonalnego przewodnika. Udało nam się zobaczyć Galerię Obrazów Dawnych Mistrzów w pałacu Zwinger. Jeśli ktoś choć trochę interesuje się sztuką i nie obce są mu takie nazwiska jak Bruegel, Rubens, Tizian czy Rembrandt musi koniecznie odwiedzić to miejsce. My byliśmy zachwyceni, jednak na trzecim piętrze musieliśmy nieco przyspieszyć, gdyż słodko śpiący, dziewięciokilowy balast, zaczynał dawać się we znaki. Zwiedziliśmy również tzw. Zielone Sklepienie, galerię sztuki z najbogatszą kolekcją klejnotów w Europie. Obie atrakcje okazały się mało atrakcyjne dla Małego Człowieka, który po pierwszych krokach w galeriach zasypiał. Znalazło się jednak miejsce godne jego uwagi - muzeum motoryzacji. Każdy brumbrum w ostatnich dniach jest hitem, tak więc Jan nacieszył oko. Bardzo spodobała mu się część muzeum zagospodarowana z myślą o dzieciach. Najmłodsi zwiedzający mogą korzystać z sali zabaw, powiązanych tematycznie z muzeum.



Frauenkirche, czyli Kościół Marii Panny, to magnes na turystów z całego świata. Budowla została niemal doszczętnie zniszczona przez siły alianckie w 1945 roku podczas tzw. nalotu dywanowego, mającego przypieczętować druzgocącą porażkę Niemiec. Dzięki darczyńcom z całego świata została odbudowana i otwarta ponownie w 2005 roku. Co ciekawe, duża część murów zniszczonego kościoła została wkomponowana w odbudowany budynek. Podobało nam się tym bardziej, że zupełnie przypadkiem nie musieliśmy czekać w kolejce do wejścia. 

Mieliśmy zaledwie weekend, tak więc pozostałe atrakcje widzieliśmy jedynie z zewnątrz, podczas długich spacerów. Jeśli chodzi o gastronomię, to zdecydowanie najlepszy był obiad u naszych znajomych. Niestety nie poświęciliśmy czasu na wcześniejsze szukanie kulinarnych destynacji. Jako, że wstąpiliśmy byle gdzie, to i jedzenie było raczej byle jakie. Jedynie Grand Cafe przy Frauenkirche było(by) dla nas zadowalające, gdyby nie Jan, który miał natenczas wybitnie destrukcyjny nastrój. Następnym razem nie popełnimy tego błędu i tak jak (prawie) zawsze sprawdzimy w Internecie gdzie warto zajść coś zjeść. A następny raz będzie na pewno. Mamy nadzieję, że już niebawem. Zbliża się bowiem czas adwentu, a wraz z nim Weihnachtsmarkt, największy i najlepszy. Już nie mogę się doczekać. 




I na koniec kilka zdjęć z Chemnitz.




1 komentarz: