Kilka dni temu połączyliśmy przyjemne z pożytecznym i odwiedziliśmy naszych zachodnich sąsiadów. Niemcy nie są moją wymarzoną destynacją, ale nawet taka opcja podróżowania jest lepsza niż żadna. Przyznam szczerze, że bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Drezno to naprawdę piękne, warte odwiedzenia miasto. Na początku podróży spędziłam jeden dzień w Chemnitz, które stanowi zupełną opozycję do Drezna, tutaj naprawdę nie ma nic. No może oprócz olbrzymiej, odstraszającej głowy Karola Marksa, dla której tło stanowi wielki, szary, socjalistyczny blok. Blee.
Frauenkirche, czyli Kościół Marii Panny, to magnes na turystów z całego świata. Budowla została niemal doszczętnie zniszczona przez siły alianckie w 1945 roku podczas tzw. nalotu dywanowego, mającego przypieczętować druzgocącą porażkę Niemiec. Dzięki darczyńcom z całego świata została odbudowana i otwarta ponownie w 2005 roku. Co ciekawe, duża część murów zniszczonego kościoła została wkomponowana w odbudowany budynek. Podobało nam się tym bardziej, że zupełnie przypadkiem nie musieliśmy czekać w kolejce do wejścia.
Mieliśmy zaledwie weekend, tak więc pozostałe atrakcje widzieliśmy jedynie z zewnątrz, podczas długich spacerów. Jeśli chodzi o gastronomię, to zdecydowanie najlepszy był obiad u naszych znajomych. Niestety nie poświęciliśmy czasu na wcześniejsze szukanie kulinarnych destynacji. Jako, że wstąpiliśmy byle gdzie, to i jedzenie było raczej byle jakie. Jedynie Grand Cafe przy Frauenkirche było(by) dla nas zadowalające, gdyby nie Jan, który miał natenczas wybitnie destrukcyjny nastrój. Następnym razem nie popełnimy tego błędu i tak jak (prawie) zawsze sprawdzimy w Internecie gdzie warto zajść coś zjeść. A następny raz będzie na pewno. Mamy nadzieję, że już niebawem. Zbliża się bowiem czas adwentu, a wraz z nim Weihnachtsmarkt, największy i najlepszy. Już nie mogę się doczekać.
I na koniec kilka zdjęć z Chemnitz.
I na koniec kilka zdjęć z Chemnitz.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń