Blok nr 8

Strony

niedziela, 4 maja 2014

Cud, miód, malina, kwietniówka

To, że to dziecko zawróciło mi w głowie to jedno. Jednak nadal jestem młodą, żądną przygód, nieco spontaniczną osobą. Na co dzień odgrywam rolę perfekcyjnej pani domu. Lubię to, no ale gdy gra się jedną i tą samą sztukę  po raz sto tysięczny to dusza, serce i całe ciało zaczynają przypominać, że ma się jeszcze drugą stronę natury. Wolną, szaloną, odkrywczą i dziką. Przynajmniej ja taką mam. I choć dziecię moje najdroższe nie jest jeszcze gotowe na wyprawę do amazońskiej dżungli, to w wyprawach nieco bliższych bardzo się lubuje.

"Było morze, w morzu kołek, a na kołku..." śpiewam często Jasiowi podczas codziennych ćwiczeń (a o tym będzie innym razem). Przyszła pora pokazać Synowi co to to morze właściwie jest. Spakowaliśmy więc małą walizeczkę dla nas i wielką walizę z kilkoma załącznikami dla Jasia i ruszyliśmy w drogę. Zamiana majówki na kwietniówkę okazała się strzałem w dziesiątkę. Pogoda była wyśmienita, a dzikie tłumy nie utrudniały funkcjonowania. Postój w drodze nad morze zaplanowaliśmy w mieście Kopernika. I o tym będzie dziś, gdyż muszę podzielić na części relację z tego wyjazdu, bo narobiłam tyle zdjęć, że musiałyby się ładować trzy dni.

Toruń jest fajny. To znaczy ten stary Toruń, bo nowej części miasta nie mieliśmy czasu odwiedzić. Spaliśmy na starym rynku i jakby szczęścia było mało - nad cukiernią. Było to combo absolutnie doskonałe. Miejsce w stu procentach godne polecenia. Za lokalizację, za design , za obsługę, za słodkości, za pyszną kolację i śniadanie też, no po prostu za wszystko. Najchętniej wcale byśmy stamtąd nie wychodzili, ale być gdzieś i nie eksplorować to nie w naszym stylu. Dlatego nie kuszą nas wakacje ol inkluziw nad basenem ol dej long. Odwiedziliśmy zatem katedrę, przywitaliśmy się z Wisłą i z Kopernikiem, kupiliśmy torbę pierników. Obejrzeliśmy też wszystkie stare kamienice i inne budowle, które ze względu na zamiłowanie mego Męża do starych cegieł (tak, tak starych cegieł) obfotografowałam wzdłuż i wszerz. Gdy uznaliśmy, że zobaczyliśmy już wystarczająco dużo, i to, co toruńskie i stare nie ma dla nas tajemnic, wróciliśmy obejrzeć Prawo Agaty, które również darzymy wyjątkowym uczuciem.



 Kolejnego dnia, bardzo wcześnie rano, wmknęłam się po cichutku, by zobaczyć puste ulice pachnące poranną wilgocią i by usłyszeć ciszę na nadwiślańskiej promenadzie. Takie chwile dla duszy, sam na sam z milczeniem mają dla mnie nieocenioną wartość. Szczególnie teraz, pośród macierzyńskich radości i trosk.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz