Dopadło mnie wiosenne przesilenie, stąd moje blogowe L4. Objawia się ono chroniczną niemocą zrobienia czegokolwiek oraz niestety przeziębieniem. To sytuacja dla mnie nowa, bo chorować zdarza mi się bardzo rzadko. Zwykle początki choroby zwalczam miodem, czosnkiem i siłą woli. Tym razem skupiłam się na wiośnie w rozkwicie zamiast na walce z katarem i bolącym gardłem, no i wylądowałam na chwilę pod kołdrą. Na chwilę, która przypomniała mi jak witałam ubiegłoroczną wiosnę. Również pod kołdrą, niby zdrowa, bo ciąża to nie choroba. Chwilowy entuzjazm, że chwilę sobie poleżę minął w okamgnieniu. Już nie chciałam nadrobić tefałenowskich zaległości, już nie chciałam czytać nowej książki, ani nawet słodko pospać. Leżenie w łóżku całymi dniami wydaje się cudowne, ale takie nie jest. Dla mnie nawet pół dnia już nie jest cudowne. Chorobo akysz, wiosno przybywaj!
Nawet jeśli nie wychodzicie z domu, to cała rzesza blogerów
już wam doniosła, że nadeszła wiosna. Do nas też przyszła. Dość
niespodziewanie, bo całą zimę stała za rogiem i wchodziła zimie w paradę.
Witamy ją serdecznie i z nieukrywaną radością. Jaś spędza na dworze o wiele
więcej czasu, a ja nie mogę oprzeć się pokusie zrobienia zdjęć wszystkim kwitnącym
drzewom. Tak więc dzisiaj, oprócz zdjęcia z serii 52, zew natury.
wracaj szybko do zdrowia bo nam Ciebie brakuje :)
OdpowiedzUsuń