Blok nr 8

Strony

poniedziałek, 28 lipca 2014

Oslo

Tegoroczne wakacje postanowiliśmy spędzić w Oslo. Powodów, dla których podjęliśmy taką decyzję było kilka. Pierwszy z nich: lata tam Ryanair. Wakacje na własną rękę uwielbiamy niezmiernie. Zakosztowaliśmy już popularnych last minute w tropikach i szczerze mówiąc, bez wynajętego samochodu, prawdopodobnie uschnęlibyśmy z nudów na leżaku za 10 euro, na plaży gdzie nie można wcisnąć już nawet zapałki. Pomyślałam również, że Jaś, który nie potrafi usiedzieć przez 2 minuty w 1 miejscu, usiłujący pożreć piasek, to nie jest dobra opcja na wakacje. W końcu mamy się nimi cieszyć wszyscy.


Po drugie: lot do Oslo trwa tylko 1,5 h. Chcieliśmy sprawdzić jak nasza Wiercipięta sprawdzi się w podróży środkiem transportu, w którym nie ma opcji na przystanek co pół godziny. Na szczęście poszło gładko. Stewardesy wyjechały wózkiem z napojami i przekąskami, ja otworzyłam bar mleczny, no i wszyscy byli zadowoleni.

Po trzecie: pogoda. Gdy mówiliśmy, że wybieramy się do Norwegii, zwykle słyszeliśmy: "brrr do Norwegii?". Nie te czasy kochani. Globalne ocieplenie dotknęło również Skandynawów. Nieprzydatne okazały się długie spodnie i ciepłe swetry. Niemal przez cały nasz pobyt prażyliśmy się w ponad trzydziestostopniowym upale. Jako, że Oslo leży nad morzem (a w zasadzie nad fiordem Oslo), było wprost idealnie.  

Po czwarte: jeszcze tam nie byliśmy! A odkrywcza natura nie daje nam spokoju. Uwielbiamy poznawać nowe miejsca, nowych ludzi i nowe smaki, tym bardziej z naszym nowym towarzyszem.

Oslo to piękne miasto (choć nie mogę go sobie wyobrazić przy 20 stopniowym mrozie). Ludzie są mili, dbają o porządek i ładnie wyglądają. Skandynawski design to nie żadna ściema. Oni naprawdę się na tym znają. Pierwszego dnia spędziłam bardzo dużo czasu w sklepie spożywczym, bo opakowania tak mi się podobały, że nie mogłam się napatrzeć. Można pić wodę z kranu, taką też podają w restauracjach, za darmo. I jest to chyba pierwsza i ostatnia rzecz za darmo. Niestety ceny w Oslo przyprawiają o zawrót głowy. Ma to swoje plusy. Czułam się super eko, gdy każdą kromeczkę suchego chleba przerabiałam na tosty francuskie. Poza tym, gdy człowiek wyda 15 zł na loda, albo 40 zł na piwo, to zaraz mu bardziej smakuje.

Dzięki portalowi Airbnb udało nam się wynająć piękne mieszkanko w samym centrum Oslo. Dzięki temu mogliśmy przyrządzać śniadania i kolacje "w domu" (ugotowałam nawet zupę krewetkową!). Jaś również czuł się jak w domu. Opcja "destrukcja" włączyła mu się już pierwszego dnia. O niemowlaku w podróży postaram się napisać innego dnia, tymczasem łapcie pierwszą smakowitą porcję naszych wakacyjnych zdjęć.




2 komentarze:

  1. o wow! ale Wam zazdroszczę. Ja Skandynawię uwielbiam. ciągnie mnie tam, choć też wszyscy straszą że zimno :D Najbardziej to bym chciała do Finlandii. Zdjęcia boskie i twoje sandały też! Chcę takie same! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki:)! Często mamy szczęście trafić na lato/zimę/deszcze stulecia ;) Sandały to emu australia (te emu, które robi śniegowce;)

      Usuń