Wysłuchałam wczoraj w Trójce „Instrukcję obsługi człowieka” i przez przypadek odkryłam pewną prawdę o sobie. Posiadam syndrom nieodrobionej pracy domowej. Żyję z poczuciem, że zaraz muszę coś zrobić i choćbym przez cały dzień nie dała sobie ani minuty wytchnienia, nadal będę czuć, że jeszcze tyle jest do zrobienia. Nawet jak Mąż mówi, „usiądź sobie, odpocznij”, to tak naprawdę siadam, ale nie odpoczywam, bo myślę, co mam zrobić jak wstanę. Chcę wszystko robić na 100%, być żoną i mamą na sto, gospodynią (tudzież panią domu) na sto, kucharką na sto, no i może jeszcze blogerką na sto procent. Prawda jest oczywista – tak się nie da. Nie wiem czy to ambicja, nerwica natręctw czy jeszcze inna przypadłość powoduje u mnie ten dziwny stan, ale na pewno będę z nim walczyć. Chcę być przede wszystkim żoną i mamą na sto, a reszcie mogę zostawić pięćdziesięcio albo trzydziestoprocentowe ochłapy.
Opowiedziałam to Jasiowi, też się chłopak zdziwił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz