Blok nr 8

Strony

czwartek, 31 marca 2016

Pogawędka

Tegoroczna święconka. Jaś próbuje zgromadzić resztki cierpliwości w oczekiwaniu na księdza, ale mu nie wychodzi. Dlatego omawiam z nim całą zawartość naszego koszyka. Wtem zagaduje do niego starsza pani, z pewnością 70+.

-"A Jaś to apetyt ma"?
-"Oj ma, je za dwóch"- odpowiadam zgodnie z prawdą.

Mój małżonek, chcąc po raz kolejny w nienachalny sposób "edukować" starsze pokolenie dodaje:

-"bo słodyczy nie je".
-"Bo ma mądrych rodziców". - Odpowiada starsza pani, wprawiając nas w niemałe zdumienie.

Cisza. No nie tego się spodziewaliśmy. Jako, że nie wiemy, co powiedzieć, pani starsza ciągnie rozmowę:

-"Mi rodzice też słodyczy nie dawali (wprawdzie wtedy była wojna) i dlatego mam dzisiaj swoje zęby. (chwila ciszy) To pewnie od telewizora Jasiu też stroni?"
-"Nie mamy telewizora" - odpowiadamy zgodnie z prawdą.
-"Nie wierzę. W tym mieście mieszka ktoś, kto nie ma telewizora. Brawo! Ja pozbyłam się parę lat temu i jestem bardzo zadowolona".

Przypominam, 70+. Nie ogląda familiady i jaka to melodia. Nie mam nic przeciwko wymienionym programom, piszę o nich wyłącznie jako znanych mi sposobach rozrywki osób 70+. Z tego zdumienia zapomnieliśmy zapytać co robi w wolnym czasie. Outfitem przypominała zwykłą babcię (taką z telewizorem, karmiącą wnuczki czekoladą), a tu proszę. Nie oceniaj książki po okładce. Dodatkowy plus za to, że nie skomentowała naszych fryzur. To wyjątkowe uczucie spotkać bratnią duszę w tym wieku. Mamy ponadprzeciętne szczęście do spotykanych ludzi.

A na koniec dodała, że Zofia zostanie noblistką. No nie wiem skąd taki wniosek, ale jeśli starsza pani tak zawyrokowała, to podpisuję się pod tym obiema rękami.

Alleluja! To były dobre Święta.






piątek, 25 marca 2016

Stop

"Jak wiary to mądrej
Nadziei na wszystko
Miłości do kogoś, kto zawsze jest blisko"


Na te Święta Zmartwychwstania Jezusa chciałabym żeby wszystkim spełniły się właśnie takie życzenia. Wszystko inne już za tydzień przestanie być istotne. A Święta są po to, żeby to co ważne zostało na dłużej. Wolne, czyste serce, pokój, radość obcowania wśród bliskich.

Bez wiary nie ma Świąt Zmartwychwstania, jest tylko długi weekend. Z wiarą te pięć dni (Triduum Paschalne, niedziela wielkanocna i świąteczny poniedziałek) ma inny wymiar, symbolikę, znaczenie praktyczne. Bo dla człowieka wierzącego Chrystus umiera naprawdę, po raz kolejny. Ale co ważniejsze, po raz kolejny zmartwychwstaje, dając życie.

To wszystko takie oklepane, powtarzane co roku od setek lat, że zmartwychwstał, że zbawienie, że to Żydzi, łotr, a Piotr się wyparł. Potem zakupy, tłumy wszędzie, frustracja, koszyczek, kiełbasa, jajka, czyste okna. Frazesy i puste zdania, puste serce.

A zatrzymaj się na chwilę i popatrz na krzyż. Jest na nim Ktoś kto kocha Cię do końca. Bezwarunkowo, bezpretensjonalnie, doskonale i na wskroś. Ciebie i mnie. I nie chciał tego krzyża, bał się go, ale miłość właśnie tam Go zaprowadziła. I wszyscy go zostawili, przyjaciel powiedział, że go nie zna, a później go zabili. W najbardziej uwłaczający sposób, za nic, wcześniej torturując. Bo wyobrażali sobie, że Syn Boga nie może ponieść tak sromotnej porażki. Że zaraz objawi się w swojej wielkiej chwale, zejdzie z krzyża i wszystkim pokaże, że są tylko prochem. Umarł pokornie, po cichu, żeby pokazać Ci, że zrobi dla Ciebie wszystko. Bo nie ma nic więcej niż życie. I da Ci wszystko. Wszystko czego potrzebujesz. Chce tylko, żebyś Mu uwierzył. Że on naprawdę to zrobił.

Dobrych Świąt Kochani!






środa, 23 marca 2016

Męstwo

Macierzyństwo to wspaniała przygoda, egzamin z cierpliwości i kreatywności. Doborowy sposób na rezygnowanie z siebie. Emocjonalny rollercoaster. To nagroda sama w sobie, najcenniejsza na świecie. To uśmiech, to łzy, duma, wzruszenie, brak snu i czyjaś bezgraniczna ufność.

Moje macierzyństwo byłoby całkiem inne, gdyby nie towarzyszyło mu ojcostwo z prawdziwego zdarzenia. Przynajmniej w moich oczach takie jest. Ojcostwo - wyzwanie, zabawa, zrozumienie i duma. Takie, które nie boi się brudnych pieluch, potrafi rezygnować z siebie, pchać wózek i wybierać lego zamiast meczu. Takim, które jest blisko i wciąż szuka najlepszych rozwiązań, uczy, pokazuje, przytula i poświęca swój wolny czas na wywoływanie uśmiechu.

Moje dzieci mają to szczęście. Tatę, któremu się chce, któremu zależy, który pięknie i mądrze kocha.

Ale odpowiedzialne i zaangażowane ojcostwo to wielkie wyzwanie. Nie każdy ma odwagę je podjąć, nie każdy chce, nie każdy potrafi. Pomiędzy czułym tatą, a ojcem despotą jest cała rzesza wybierających pilot od telewizora. A to nam, kobietom, powinno zależeć na promowaniu dobrych postaw. By świadome, dobre ojcostwo było postrzegane jako coś niezwykle wartościowego. To przecież nie oznaka słabości, a męstwa, którego mają się uczyć nasze dzieci,

Konrad Kruczkowski, autor bloga "Halo ziemia", którego teksty czytam z wypiekami na twarzy, często porusza temat świadomego, odpowiedzialnego ojcostwa. W rozpoczynającym się cyklu "Halo Tato" opowie sześć historii o dobrym ojcostwie. Bohaterami pierwszego reportażu są Dominik i Rymek - ojcowie na wózkach. To przeplatające się historie o trudnym, ale pięknym ojcostwie. Kilka słów o tym, o czym nikt nie mówi, ani nie pisze. O zwykłych mężczyznach, którym przyszło się zmierzyć z niezwykłym wyzwaniem. Motywujące, piękne i zdecydowanie warte przeczytania. Na pozostałe historie czekam z niecierpliwością i Was również zachęcam do lektury. W jednym z wpisów Konrad pisze: "Usłyszałem ostatnio: powrót ojców to kłamstwo, ojcowie wracają tylko w weekendy". Pomyślałem, że nie może być tak źle, znam przecież mężczyzn dla których ojcostwo, to jak wygrać wszystko".

Nie, nie może być tak źle.




sobota, 19 marca 2016

Dziewiętnastego

Siedemnasty, osiemnasty i dziewiętnasty. Trzy dni, trzy powody do świętowania. Dzisiaj 19. Dzień Zosi. Ma już dwa miesiące, rośnie w szalonym tempie i dużo się uśmiecha. Czyli wszystko jest dla nas nowe. Jaś rósł wolno i nie śmiał się wcale.

Od dwóch miesięcy jest nas czworo. Pełen skład, cała banda. Gdy zaczynał się poród, z radia w sali operacyjnej śpiewał Grabaż swoje najlepsze "dzień dobry, kocham cię". Od tej chwili ta piosenka będzie mi zawsze przypominać jak powitałam na świecie moją Córkę. Z uśmiechem i łzami wzruszenia, dzień dobry, kocham Cię. To takie proste i trudne jednocześnie. Jak miłość, wymagająca, bo prawdziwa.

To dopiero dwa miesiące. Tyle jeszcze przed nami.


piątek, 18 marca 2016

Dwa i pół

Dwa i pół roku. To dziś skończyłeś 30 miesięcy. Przez ostatni rok tak wiele się nauczyłeś. Zaskakujesz nas każdego dnia. Potrafisz mi powiedzieć tofam cie i jesteś supej (gdy tata Ci trochę podpowie), a nawet Aniele Boży z amen po pierwszej zwrotce. Uwielbiasz makaron, nerkowce i krewetki (być może dlatego, że nie pokazałam Ci jeszcze żelków, milki ani mlecznej kanapki. Przepraszam, kiedyś zrozumiesz). Twoją największą pasją są tattojy (traktory), antobusy (autobusy) i antołody (samochody). Poza tym lubisz swój motor, plac zabaw, oglądać konie i koparki, pływać w basenie na niby i wygłupiać się bez końca. Jesteś wrażliwy, nadużywasz słowa "nie", a często (gdy ja je wypowiadam), jakoś opacznie je rozumiesz. Boję się, że za szybko dorośniesz, że zapomnę te poprzekręcane wyrazy i ten słodki głos. To największy cud, że jesteś. Kocham. Mama.

PS 1. Miejsce to samo, co rok temu (klik). Tylko młodzieniec nieco starszy. 

PS 2. Robale stanowiły najciekawszy punkt programu. Młodzieniec prosił o zdjęcia wyłącznie z robalami.


poniedziałek, 14 marca 2016

O cierpliwości od nowa

Naprawdę nie spodziewałam się, że to co piszę może przynosić komuś nadzieję, albo zmieniać perspektywę. Jeszcze bardziej nie spodziewałam się, że po tak długiej ciszy na blogu, ktoś jeszcze na niego zagląda, pamięta o tym miejscu w sieci. Komentarze pozostawione pod poprzednim wpisem (o którym de facto nikogo, oprócz mojego Męża, nie poinformowałam) bardzo mnie zaskoczyły. I mimo, że blogowanie przy dwójce małych dzieci wymaga wejścia na zdecydowanie wyższy poziom organizacji, spróbuję do niego wrócić. Jeśli blog może być środkiem do wysyłania dobra w świat, to nie mogę z niego nie skorzystać.

Jeden z pierwszych moich wpisów nosił tytuł "Cierpliwość". Mówił krótko o cierpliwości jakiej wymaga bycie mamą wcześniaka. Dzisiaj to samo słowo nabrało dla mnie zupełnie nowego znaczenia. Święty Paweł, "komponując" hymn o Miłości, jakże słusznie rozpoczął od "...cierpliwa jest". Bo miłość małżeńska i rodzicielska bez cierpliwości jest niemożliwa. Trzeba mieć jej spore pokłady żeby zrozumieć, a raczej próbować zrozumieć, dlaczego 2,5-latek ciągle mówi nie. Czemu krzyczy, że chce czerwony kubek, albo nie, zielony, albo, że chce się przytulić i nie chce jednocześnie, albo, że źle ustawiłam traktor, albo źle spojrzałam, albo dałam za dużo, albo za mało. Mogę mnożyć w nieskończoność. A liczba wypowiadanych "nie" wzrosła absurdalnie proporcjonalnie w momencie przybycia do naszego domu nowej Lokatorki.

Zosia wprowadziła się do nas 22 stycznia. Przez pierwszy tydzień jej starszy Brat prawdopodobnie zastanawiał się kiedy w końcu sobie pójdzie. Przecież żaden z naszych gości nigdy się tak długo u nas nie zasiedział. A jednak. W kolejnym tygodniu starszy Brat postanowił ignorować gościa i traktować go jak powietrze. Dopiero tydzień trzeci przyniósł ocieplenie stosunków na linii brat - siostra. W tym czasie Jaś zapoznał Zosię ze swoim subaru, nakręcał jej królika - pozytywkę (i kładł na twarz żeby sobie posłuchała), częściej używał jej imienia (w zamian za bezosobowe dzidzia, z którego korzystał do tej pory), chwytał za stopy (dziwiąc się jakie małe) i chciał podawać smoczek (tarmosząc go uprzednio w swoich niegrzeszących czystością dłoniach).

W duchu rodzicielstwa bliskości staram się jak najwięcej przytulać, wykazywać zrozumienie względem nawet najbardziej abstrakcyjnych potrzeb, odpowiadać na pytania i jeszcze raz przytulać. Rozumiem, że sytuacja starszego brata do komfortowych raczej nie należy. Trzeba się dzielić mamą, trzeba być ciszej, wszyscy wokół tracą zainteresowanie moją osobą, a jeśli już je wykazują to zadając jakże dziwne pytania: "a kto to jest?", "jak ma na imię twoja siostra?", "a fajna jest?", "a grzeczna?". Myślę, że gdyby Jaś potrafił jasno wyrażać to, co myśli, odpowiadałby: "a co mnie to obchodzi". Na budowę więzi między rodzeństwem przecież przyjdzie jeszcze czas.

A jak to było u Was? Miłość od pierwszego wejrzenia czy jednak konkurencja?

Poniżej "dorosły" Jaś.